top of page

Lektor nie zna słówek?

Tym razem możesz również posłuchać mojego wpisu:


Lektor nie zna słówek_



Jesteś na lekcji języka obcego. Przed Tobą zadanie, które sprawia pewne trudności. Chcesz odpowiedzieć na pytanie jak najbardziej prezycyjnie, ale brakuje Ci jakiegoś wyrazu i przez to nie możesz iść dalej. Pytasz lektora, ale okazuje się, że prowadzący zajęcia również nie zna lub nie jest pewien jak to powiedzieć w języku, którego się uczysz. Jeśli kiedykolwiek zdarzyła Ci się taka sytuacja, zapewne mogło wywołać to konsternację.


Czy to jest OK kiedy lektor sprawdza podczas lekcji słownictwo w słowniku? A czy jest to OK kiedy podczas wizyty lekarz przy Tobie sprawdza w Internecie informacje o odpowiednim leku na Twoje schorzenie? Według mnie owszem, jest to OK. Co więcej, świadczy to o tym, że jest osobą rzeczową, dokładną i nie chce Cię wprowadzić w błąd. Mówię zarówno o lekarzu, jak i o lektorze.


Co by się stało, gdyby lektor nie sprawdził wyrażenia, którego nie zna lub nie jest pewien?


Najlepszy scenariusz jest taki, że mówi, że nie wie i zostawia Cię z tą niewiedzą. Nadal więc w Twoim zasobie słownictwa jest luka, która jest dość niewygodna (ponieważ okazało sie przed chwilą, że to słowo jest Ci faktycznie potrzebne do komunikacji). Czasem może to być wyrażenie "zapalenie mózgu", a czasem "uszczelka pod głowicą" - wszystko zależy od tego w jakich sytuacjach jest Ci język potrzebny i jaki uprawiasz zawód.

Niemniej, po powrocie z lekcji możesz zapomnieć sprawdzić to słowo.


Co jeszcze może pójść nie tak? Lektor może unieść się honorem i zamiast przyznać się do swojej niewiedzy, improwizować. Czasem mamy pewne wyobrażenia i skojarzenia związane z danymi słowami, zdarza się więc, że na "odczep się" prowadzący rzuci jakieś słowo w nadziei, że nikt nie sprawdzi jego prawdomówności. Jeśli uczniowie nie są podejrzliwi, efekt może być taki, że w ich mentalnym języku znajdzie się błąd, który w przyszłości może zaowocować jakąś gafą lub tzw. fossilized error, czyli błąd, który popełniamy nagmninnie będąc przekonanymi, że mówimy/piszemy poprawnie (z angielskiego dosłownie: skamieniały błąd).


Pora na moje osobiste wyznania! :)


Na początku mojej lektorskiej kariery zdarzyło mi się popełnić kilka grzeszków w tym temacie. Było to dobre kilkanaście lat temu, ale nadal pamiętam słowa, jakie podczas lekcji sprawiły mi trudność. Na pewno było to "bangles" (bransoletki) oraz "cushion" (ozdobna poduszka). Niestety w tamtych sytuacjach nie wykazałam sie profesjonalizmem i na szybko wydedukowałam co te słowa mogą znaczyć. Jak się potem okazało, błędnie. Mea culpa! Nieco później wypracowałam sobie sposób na ochronę swojego ego. "Why don't you look it up and teach your friends?" (z ang: Może sprawdzisz to słowo i nauczysz swoich kolegów). Działało jak złoto, ale ukłucie wstydu z powodu braków w wiedzy było!


Dziś, wiele lat i setki lekcji później, nie mam problemu z tym, żeby powiedzieć, że czegoś nie wiem. Ba! Sprawdzam nowe słowa przy kursantach z niekrytą przyjemnością, że oto razem nauczymy się nowego słowa i moja wiedza językowa się wzbogaci. W moim ojczystym języku również są słowa, których nie znam lub nie jestem pewna jak ich użyć. Wciąż uczę się polskiego, mimo, że jestem bardzo biegła w jego użyciu. Użycia wyrażenia "wziąć rozbrat" nauczyłam się dopiero jakieś 2 lata temu! (A wielu błędów językowych pozbyłam się obserwując Kamilę Kalińczak na Instagramie).


Dlaczego o tym piszę? Robię to trochę dla uczniów języków obcych, a trochę dla lektorów, którzy wiem, że "mnie czytają". Szkoląc nowe osoby, które zatrudniam często spotykam się z tym pytaniem: co robić w takiej sytuacji? Często nasi lektorzy idąc za moją radą, szybko i dyskretnie sprawdzają słownictwo podczas lekcji, nie przerywając płynności zajęć. Czasem zatrzymują się i razem z grupą pochylają nad jakimś wyrażeniem, które może okazać się ważne. Każdemu jednak powtarzam: unikając tematu lub kombinując można wyrządzić kursantom więcej krzywdy niż pożytku. Zachęcam więc gorąco i tym początkującym i tym doświadczonym nauczycielom brać swoją niewiedzę na klatę. Wszak jesteśmy ludźmi, którzy mają własne, unikatowe doświadczenia językowe, a nie robotami...


Nie oburzaj się więc, że Twój lektor nie zna jakiegoś mniej oczywistego słowa. (Jeśli chodzi o te bardzo podstawowe, czasem zdarza się mgła mózgowa i coś łątwego potrafi wypaść chwilowo z głowy, jednak często powtarzające się sytuacje, w których lektor nie potrafi czegoś powiedzieć w języku, którego uczy powinny zapalić Ci czerwoną lampkę!) Zamiast krytyki otwórz się na wspólne zgłębianie nowego słownictwa.


Wiecie, że ja nauczyłam się mnóstwa nowych słów dzięki moim kursantom? Często na kursy przychodzą ludzie, którzy są ekspertami w swojej dziedzinie (logistyka, gry komputerowe, prawo itp), ale potrzebują poprowadzenia w sprawnym komunikowaniu się, a nie urozmaicaniu słownictwa.


Dobrego lektora poznasz po tym, że doskonale zna system języka, ma intuicję co do poprawności różnych sformuowań, potrafi sprawnie wytłumaczyć prawidła gramatyki i płynnie komunikuje się na wszystkie omawiane tematy (=jest przygotowany merytorycznie do zajęć).





Ach, zapomniałabym!

Zapalenie mózgu to po angielsku ecephalitis. A uszczelka pod głowicą to head gasket. Nie ma za co :D

 
 
 

Comments


bottom of page